niedziela, 31 października 2010

Jesiennie. Słucham płyty "Late Night Moods", w tej chwili Kate Melua. Tak jakoś poczułam, że mam ochotę coś napisać. Tydzień temu były urodziny Jurka, dostał swoją wymarzoną zapalniczkę Zippo. Nie wiem po co mu ona, mam tyko nadzieję, że nie zacznie palić, żeby usprawiedliwić to, że ją ma i móc się częściej chwalić... Ma 9 lat, ale w pracy oglądam codziennie takie historie, że nigdy nie zakładam, że moich dzieci coś na pewno nie dotyczy. Teraz wszystko dzieje się szybciej...

Jutro Zaduszki. Wybierzemy się całą rodziną na groby. Cały dzień myślałam dziś o tych, co odeszli... o moich dziadkach, babciach i przede wszystkim kuzynce, która zginęła w wypadku samochodowym. Była dwa lata starsza ode mnie. Gosia. Bardzo to przeżyłam, minęły już trzy lata, ale to wciąż jest tak bliskie... Jutro im wszystkim zapalę świeczkę.

sobota, 4 września 2010

Po wakacjach

Zaczął się rok szkolny i wszystko wróciło na zwyczajne tory. Chłopcy poszli na boisko pograć w piłkę, wszyscy ich koledzy, których nie mogli się doczekać w komplecie całe wakacje, powracali ze swoich wyjazdów. Przywieźli nowe zegarki, scyzoryki, zapalniczki, pokazują to sobie, chwalą się. Jurek zachorował na zapalniczkę Zippo i coś czuję, że do urodzin mu to nie przejdzie. Cóż, przynajmniej nie będę miała problemu z tym co mu kupić. A ja? Jakoś tak się cieszę, że wróciła powakacyjna rutyna. Trochę odpoczęłam na krótkim urlopie, na który pojechaliśmy całą rodziną nad morze. Co prawda jak zawsze mam myśl, że znów minęły wakacje i jestem starsza o kolejny rok, ale przynajmniej to był piękny rok, przyjemne wakacje, dni znów zatrzymają się rutyną aby łatwiej było nam przejść przez zimę. Takie jest życie, moje życie, spokojne, ale piękne.

niedziela, 15 sierpnia 2010

Gran Torino

Piękny film dziś obejrzałam - Gran Torino. Główną rolę weterana wojennego gra tam Clint Eastwood. Jest świetny, ta chrypka, ta pewność siebie. Trochę może zbyt Amerykańska historia - jasny podział na złe, zaślepione pieniędzmi dzieci i wnuki i dobre sąsiadki - azjatki, ale scenariusz w sumie świetny, zakończenie zaskakujące. Tak sobie pomyślałam, jak niewiele się w dzisiejszych czasach przywiązuje się uwagi do rodziny, tradycji, świąt. Jak ważna staje się pogoń za pieniądzem. Mam nadzieję, że moja rodzina nigdy nie stanie się sobie obca, dbam o to, by znać swoje dzieci i mam nadzieję, że nie oddalimy się od siebie na tyle, żeby przy świątecznym stole, nie mieć o czym rozmawiać. Ech, Clint Eastwood...

poniedziałek, 9 sierpnia 2010

Czy komoruchy gryzą?

Otóż takie właśnie pytanie usłyszałam dziś z usteczek mojego najmłodszego synka: Mamo, czy komoruchy gryzą? Czy ktoś potrafi mi powiedzieć skąd mu się to wzięło? Jakie komoruchy? Co usłyszał, z czym połączył, że wyszło mu słowo komoruchy? Próbowałam podpytać, ale nie bardzo potrafił mi to wyjaśnić. Był natomiast żywo zainteresowany tym czy gryzą. Powiedziałam, że nie ma czegoś takiego jak komoruchy, ale Czarek upierał się, że słyszał o komoruchach i to ja się nie znam. Skoro się nie znam synku, to wytłumacz mi co to są komoruchy. Okazało się, że Jacek straszył go komoruchami. Pewnie też coś pomieszał. Zgaduję, że wyszło to z wymieszania "komuchów" i Komorowskiego, rodzice Jacka są bardzo zaangażowani w politykę, więc pewnie w domu ciągle o niej rozmawiają. Uspokoiłam Czarka, że Jacek tak tylko żartował, bo nie ma czegoś takiego jak komoruchy a jeśli nawet by było to na pewno nie gryzie. Czarek przyjął informację z ulgą, widać było, że komoruchy spędzały mu sen z powiek. Po chwili wymienił kilka smsów i oświadczył, że idzie na podwórko spotkać się z Jackiem. Trzasnął drzwiami z miną człowieka wykształconego, który wyrusza tępić zabobony. On zniknął a ja zaczęłam się zastanawiać: czy gdyby komoruchy istniały to by gryzły?

wtorek, 6 lipca 2010

Hela bloguje...

Witajcie! Nareszcie mam swój kawałek sieci, na przekór wszystkim, którzy uważają, że kobieta blisko czterdziestoletnia na pewno jest z komputerem na bakier. Uważam, że Internet to fantastyczne miejsce, gdzie można trochę odpocząć od codzienności, poplotkować o zwykłych sprawach. Mieszkam w Toruniu, jestem pielęgniarką, więc każdego dnia patrzę na cierpienie i chorobę. Spełniam się w moim zawodzie, myślę, że to jedyne co mogłabym robić, ale jestem też tylko człowiekiem i bez odskoczni chyba bym zwariowała. Jak byłam młodsza uwielbiałam krótkie wypady nad jezioro albo w góry, ale teraz już mniej się człowiekowi chce, wolę obejrzeć serial niż piąć się pod górę z plecakiem czy wiosłować.
Nie chce się wiosłować... a gdyby tak zamiast tego
spróbować...
blogować? :-)